
Nietrudno się zorientować, że jako dziewczyna, znajdę się w zdecydowanej mniejszości na Forum... Ale co tam, fajnie i bogato tu u Was, to też się zarejestrowałam

Troszkę ponad miesiąc temu dowiedziałam się o istnieniu czegoś takiego, jak survival

Tak oto żyjąc sobie bezpiecznie, a równocześnie w przeraźliwej mentalnej samotności, natrafiłam przypadkiem pewnego dnia na necie na hasło "survival"... Wciągnęło mnie bez reszty. Pochłaniałam kolejne relacje, przydatne informacje, oglądałam zdjęcia z wypraw, wertowałam fora i blogi. Zrozumiałam, że do realizacji swoich marzeń nie jest mi wcale potrzebne towarzystwo, nie muszę czekać, aż ktoś w moim otoczeniu zaproponuje mi wyprawę w dzicz. Ruszyłam sama sprzed telewizora - i czuję się wreszcie szczęśliwa i wolna

Z racji tego, że w moich okolicach trudno o "dzikie" tereny, zaczęłam od spacerowania... po mieście; byłam we wszystkich "zielonych" miejscach, jak laski, zalewy, nieregulowany brzeg Wisły. Równocześnie w ekspresowym tempie, dysponując minimalnymi środkami finansowymi, zaczęłam gromadzić ekwipunek z myślą o ruszeniu się gdzieś dalej.
Stało się. W zeszły weekend udałam się za Myślenice. Spędziłam cały dzień na szlakach, co przy mojej "miejskiej" kondycji było posunięciem dość brawurowym


Mimo mnóstwa obaw, chwilowej paniki (zgubiłam potencjalne zadaszenie), ulokowania się przy stołówce saren i dzików, przeżyłam


Pozwolę sobie tu zaglądać, może z czasem nieśmiało zacznę się udzielać

